A nie mówiłam?
Cały czas było spoko. Nawet zaczęłyśmy ze sobą normalnie rozmawiać i żartować. Jak na nią przystało cieszy się z cudzego nieszczęścia.
Może lepiej od początku
Mój dzień pracy rozpoczął się o 7.oo. Śniadanie, ubieranie, school run i takie tam.
Potem wzięłam się za ogarnianie pokoi, kuchni, pranie i prasowanie pościeli, żeby wyrobić się przed 10:30.
Czyli już mamy 3,5h o ile dobrze liczę!
Potem wyszłam na trochę. Wróciłam i trochę się pokręciłam. O 15.oo poszłam po Ch do szkoły i spędziłam godzinę mojego życia na placu zabaw pełnym infantylnych mamusiek dyskutujących o fitnessie, fryzjerze i zakupach on line. Następnie wróciliśmy do "domu" pomogłam jej gotować bo w końcu niczego nie robię tak jak by ona chciała. Gadałyśmy o głupotach i bardziej poważnych sprawach czyli o tym co bym musiała zrobić żeby "odesłała" mnie do Polski. Zaprowadziła chłopców na skałtów i wróciła do domu, nadal było normalnie. Wykąpałam małego, ogarnęłam syf w kuchni, zaczęłam odkurzać podłogi. W tzw międzyczasie ona poszła PIESZO po chłopców mimo tego, że powiedziałam jej o moich planach na wieczór. 19.10 wrócili do domu. Zrobiłam im przekąskę i poszłam pomóc poskładać rzeczy. Swoją drogą mój brat rocznikowo odpowiada R i sam składa swoje rzeczy, ale to jest inne wychowanie ;) Była już 19:23 zapukałam do jej sypialni i zapytałam się czy mogę już iść bo jestem umówiona. Ona zrobiła tą swoją minę! Już wiedziałam co zaraz się stanie, ale nie powiedziała jedynie z przekąsem:"Jeżeli wyjście ze znajomymi jest dla Ciebie ważniejsze od moich dzieci to IDŹ!". Powiedziałam, że jeżeli chce to mogę zostać, a ona :"idź i baw się dobrze". Jej ironiczny ton i uśmieszek sprawiły, że przez moją głowę przetoczyło się milion myśli. Wiedziałam co mnie czeka po powrocie. O 19:30 jednak zdecydowałam się na wyjście. Angielska pogoda zaskoczyła mnie na plus. Wróciłam po godzinie i natknęłam się na nią w kuchni. Jej wzrok wyrażał więcej niż 1000 słów. Przed rozmową z nią uratował mnie dzwoniący telefon. Ona tylko powiedziała SHIT i pobiegła odebrać. Ja za to szybko zamknęłam za sobą drzwi do mojego pokoju i starałam się nie wchodzić jej w drogę.
Podliczając godziny: 3,5 +4,5=8h (au pair plus może pracować maksymalnie 7h dziennie). Uwierzcie jeżeli chodzi o pracę to był jeden z bardziej lajtowych dni.
Wiem, że jutro na 100% nic mi nie powie bo mnie bardzo potrzebuje...jedzie na noc do przyjaciółki i ktoś musi zostać od 12 do 20 w domu. Uświadomiłam ją dzisiaj pół żartem pół serio, że jak będzie odpieprzać maniany to wychodzę! Teraz się boi!
Wiem, że jeszcze mi to wypomni! Poczeka na stosowny moment :/
Nic pora iść spać...jutro czeka mnie praca bez przerwy od 7 do co najmniej 20 :(
Jejku, ale masakryczna ta hostka.. Jak z koszmarów ;/
OdpowiedzUsuńSzukasz już jakiejś nowej rodziny?
Życzę Ci baardzo mocno, żeby coś się zmieniło w tej sytuacji na plus!
Współczuję tej naprawdę nieprzyjemnej sytuacji. Mam nadzieję, że szybko znajdziesz kogoś wartego Twojego czasu i zdrowia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Agata
Powiedz mi.. i dlaczego Ty tam jeszcze jesteś?
OdpowiedzUsuńBo nie mam gdzie pójść? :(
UsuńTo trudny okres na szukanie rodziny :(
ahhh damn it, mimo wszystko powinnaś spróbować a nie męczyć się, albo negocjować z hostką o lepsze warunki w Twoim przypadku, bo ty tam harujesz..
OdpowiedzUsuńJeśli jej to się nie spodoba no to rematch, ale wątpie że jej się będzie chciało i wystraszy się że Ty będziesz chciała, może coś wskórasz taką odwagą?
maksymalnie 7h ? Mi wczoraj biuro zaproponowało rodzinkę, która potrzebowała au pair plus i chcieli żebym pracowała dziennie po 9h! i dodatkowo czy razy w tygodniu całe wieczory z dziećmi i tylko niektóre weekendy wolne. Dodatkowo sprzątanie WSZYSTKIEGO. No chyba powariowali! Od razu odpisałam, że ta rodzina totalnie mi nie odpowiada. Uciekaj stamtąd bo aż żal czytać takie notki! Zacznij czegoś szukać, a nóż znajdziesz jakąś fajną rodzinkę !
OdpowiedzUsuńPowodzenia, buziaki ;** :)