Jak żyć z wariatami i nie stać się takim jak oni?
PONIEDZIAŁEK
Nie umalowana po sporej dawce leków przeciwbólowych wstałam by odwalać pańszczyznę. 6:30 zadzwonił mój budzik. Wtedy byłam pewna, że jestem nieszczęśliwa! Włączyłam drzemkę i przespałam kolejne 10 minut. Ogarnęłam się i poszłam do kuchni, by rozpocząć dzień. Po śniadaniu C dorwała mnie gdy robiłam łóżka i pyta się co mi jest. Ja powiedziałam, że jestem nieszczęśliwa. Opisałam jej mój piątkowy babysitting. Powiedziałam, że powinna zadzwonić do babki z agencji by poszukała jej kogoś innego.
Czy nie jasno się wyraziłam?
Ona zbagatelizowała sprawę i powiedziała, że to tylko dzieci.
Chciałam jej wykrzyczeć wszytko w twarz, ale w moim domu nie robiło się awantur przy dzieciach, ba nawet nie mówiło się o kimś źle.
Wstrzymałam się...zrobiłam cleaning(9-12:45) i zwiałam do koleżanki bo potencjalni klienci na dom mieli się zjawić! Taaaa O. zrobiła mi mielone prawie jak w domu :)
Później już nie miałam nawet ochoty z nią gadać. Od poniedziałku jest dla mnie miła więc ciężko mi to jej powiedzieć. Znacznie łatwiej było by gdyby była taką suczą jak zwykle.
WTOREK
Chciałam! Na prawdę chciałam jej powiedzieć. Dzieciaki były dla mnie nie miłe całą kolację, jak tylko przyszła z zebrania do domu sytuacja się zmieniła. Już nie rzucali jedzeniem! Już nie bekali i nie pierdzieli przy stole. Już nie wydzierali się jak by ktoś ich ze skóry obdzierał. Wieczorem męczyła mnie astma do tego stopnia, że chciałam wyjść z siebie i stanąć obok. Z resztą bałam się, że przy jej temperamencie wywali mnie z domu wieczorem i nie będę miała się gdzie podziać.
ŚRODA
Nawet nie było okazji by porozmawiać. Rano zwiała szybko do Londynu. No i nie chciałam rozmawiać z nią przy malarzach. Jak przyjechała było już bardzo późno. Podała kolację, którą w 90% ja przygotowałam(nie istotne). Zawiozła dzieciaki na pianino, przywiozła do domu i leciała na zebranie do szkoły. Wróciła przed 20. Tym razem widziałam, że to ona jest styrana.
Plan jest taki! Powiem jej jutro rano jak tylko mały pójdzie do szkoły, a w sobotę jak bóg da będę w drodze do Baslidon.
Chciałam jej wygarnąć wszystko, ale to nie jest dobra opcja bo nie jestem taka sama jak ona.
Powiem jej coś w ten deseń: "Długo myślałam nad naszą poniedziałkową rozmową. Chcę odejść! Ciężko jest zastąpić kogoś kto był tutaj przez prawie 3 lata. Jestem bardzo nieszczęśliwa i chcę się wyprowadzić w ten weekend. Oczekiwałam czegoś innego po tym programie. Jetem bardzo zmęczona. Nie robię rzeczy taki jak ty tego chcesz, ty się wkurzasz, ja się stresuję. Lepiej dla Ciebie i dzieci będzie jeżeli znajdziecie inną dziewczynę."
Tyle nic więcej nie usłyszy, nie będę się wydzierać, nie będę sączyć jadem. Mam prawie 24 lata i pora być dorosłym!
Bardzo chcę mieć to już za sobą! Uwierzcie mi że to chyba najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Nigdy nie miałam problemu z mówieniem ludziom prawdy w oczy, ale ten przypadek jest szczególny. Boje się jej reakcji, jest nieprzewidywalna, więc jest to turbo trudne.
Powodzenia! Trzymam kciuki, będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że obawiasz się jej reakcji i że jeszcze jej nie powiedziałaś... Może się zdawać, że przecież wystarczy powiedzieć, co się myśli i się wyprowadzić, bla bla bla...
OdpowiedzUsuńCo innego, gdy trzeba to zrobić kiedy jest się w tak trudnej sytuacji.
Podziwiam Cię, że wytrzymałaś z nimi to wszystko i trzymam kciuki za rozmowę i przeprowadzkę!
Musisz się w końcu od nich uwolnić. Życzę ci powodzenia i mam nadzieję, że wszystko się ułoży tak jak tego chcesz. Czytałam poprzednie posty i podziwiam cię, bo ja nie wytrzymałabym tyle co ty. Szybko bym rozszarpała hostkę gdyby zachowywała się wobec mnie tak samo jak wobec ciebie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :)
Tylko nie daj sie wziac na litosc i ich blagania/plakanie. Juz dosyc sytuacji bylo gdzie niby mieli sie poprawic a potem znowu robili to samo :* trzymaj sie :*!
OdpowiedzUsuń