20 lut 2014

23. HALF TERM i inne głupoty

Nie mogę się zmotywować żeby coś napisać :(

Zacznę od początku....tylko gdzie ja właściwie skończyłam? Ostatni weekend? Tak to będzie dobre!!
W poprzednią SOBOTĘ świętowaliśmy urodziny mojej koleżanki A. Dzień zaczął się od bardzo stresującego szukania prezentu. Nie mamy w Farnham centrum handlowego, więc musiałyśmy się zadowolić tym co tu jest.
Potem szybka kawa. Nie to jak zamówić kawę bez kawy w Starbucks :) Najdroższy shake waniliowy w moim życiu. Chciałyśmy spróbować czegoś nowego to też spróbowałyśmy.
Zakupiłyśmy uroczą kartkę, rzeczy do zrobienia tortu i bardzo ładną kopertówkę. Oczywiście bez mniejszych i większych tragedii się nie obyło. W skrócie ciasto, makijaż, wielki brzuch(złośliwość mojego ciała nie zna granic), zapalniczka i brak odpowiedniego stroju na wieczór....W końcu trafiłyśmy na before. Mocny Polski skład zasmakował w winie! Następnie ruszyłyśmy na podbój Gildford, poszłyśmy do Mambo(club) i bawiłyśmy się w najlepsze w przeciwieństwie do sztywnych bardzo zrobionych angielek. A'propos coś do poczyatnia ;)

W poniedziałek zaczęły się ferie tzw Half term. Boże uchroń mnie przed kolejnym tego typu epizodem.
Poniedziałek był na prawdę w porządku, chłopcy poszli na zajęcia do centrum sportowego. Zrobiłam swoje i miałam dużo czasu dla siebie. 
Wtorek- w tym właśnie miejscu zaczynają się schody i jazda bez trzymanki. Hostmum zawiozła nas do owego centrum sportowego na basem. Mieliśmy wrócić autobusem. Tak się jednak nie stało! W drodze na przystanek zaczął padać turbo deszcz. Ja z moją "fantastyczną" trójką staliśmy na bus stop'ie ponad pół godziny. Oczywiście nie było rozkładu jazdy...bo niby po co? Drama Queen(R) zaczął panikować i płakać, jak to ma w zwyczaju przy byle okazji. Pięcioletni Ch. schował się pod moją kurtką. A był najbardziej opanowany z naszej czwórki. W końcu odebrała nas moja koleżanka (polka). Po godzinie trafiliśmy do domu cali i zdrowi. Moja cudowna i bardzo ogarnięta hostmum miała problem z tym, że rozmawiałyśmy po polsku przy chłopcach. No sorry stara, ale na 100% nie chwiałabyś żeby rozumieli. Po za tym powinna się cieszyć, że jestem zaradna i ogarnęłam transport, a nie psioczyć. Cały ten niefortunny dzień zakończyliśmy meczem FC Barcelona <3- Manchester City wynik? 2-0 oczywiście ja i R wiedzieliśmy komu kibicować ;)
Środa upłynęła mi na randce sam na sam z moim 5 latkiem. Bardzo długiej i wyczerpującej. Reszta ferajny pojechała na pogrzeb babci. My bawiliśmy się świetnie i gdyby nie poranne jazdy mojej hostmum dzień mogłabym zaliczyć do tych bardziej udanych. Kolejny wieczór upłynął nam pod znakiem Champions League. Tym razem czas na Arsenal i Bayern. Skończyło się porażką mojej drużyny, trumfem rodziny H(bo mają niemieckie paszporty) i czerwoną kartką Szczęsnego.
Dzisiaj? Miałam znowu trochę luzu, ale więcej rzeczy przeniesionych z piątku na czwartek :/ Chłopcy znowu byli na obozie.
C miała dzisiaj jazdę 1500 bez kitu. Czasem zastanawiam się czy ona na prawdę jest normalna. Chodzi i warczy, a 5 minut później jest potulna jak baranek.
Jutro rano mam babysitting. Ch chce nauczyć mnie grac na pianinie...może mu się uda. Koło 13 wraca C i zabiera ich do Londynu. Hura! Ja z kolei dokończę co muszę zrobić i będę mogła się przygotować na urodziny O. Tak kolejne :P Znowu będzie się działo!

Mam nadzieję, że się nie pozabijamy przed rozpoczęciem weekendu ;) Half Term to dla nas olbrzymi test...na razie jest ciężko. 
Tak się randkuje z pięciolatkiem!


Angela

1 komentarz:

  1. U mnie tydzień minął dość spokojnie, ale tylko dlatego, że hostka była w domu :) Pamiętam swój pierwszy half-term z moimi, cieszę się, że nie muszę przeżywać tego jeszcze raz :) Na szczęście już dzisiaj piątek, więc najgorsze minęło :)

    OdpowiedzUsuń